Rąbnęłam głową
o ziemię. Piasek nasypał mi się do ust. Zaczęłam prychać i
kichać, próbując pozbyć się drobinek. Usiadłam zdezorientowana
na ziemi. Co się u licha stało? W jednym momencie siedziałam na
grzbiecie Wolfa, a już pa chwili spadałam głową w dół.
- Wolf? - zapytałam.
Na horyzoncie
wciąż majaczyła wielka kopuła miasta. A więc to nie był miraż.
- Tu jestem – usłyszałam głos
bakugana. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jego źródła.
Coś dotknęło
mojej nogi. Odruchowo machnęłam ręką jakbym chciała strącić z
niej robaka. Jednak to co dotknęłam nie było owadem. Twarde.
Spojrzałam w tamtym kierunku.
- Och , Fire co ci się stało? -
Wolf zamienił się w kulistą formę. Niewielki, unosił się w
powietrzu.
- Miasta poza kopułą, mają
dodatkową linie ochrony. Pole magnetyczne ma za zadanie zmienić
wszystkie bakugany w promieniu trzech kilometrów w kuliste formy.
To ma chronić miasta przed dzikimi. Twój dziadek wymyślił ten
system.
Kiwnęłam tylko
potakująco głową. Powoli podniosłam się z piachu. Tylko trzy
kilometry i będę wśród cywilizacji. Po tych kilku dniach (już
dawno przestałam liczyć czas) należał mi się odpoczynek.
Ruszyłam bez słowa w stronę miasta. Słońce niedługo miało
wzejść, mimo to wszystko było dobrze widoczne. Wciąż panowała
niska temperatura, lecz ja wolałam chodzić kiedy było zimno niż
gorąco. Tylko trzy kilometry!, dopingowałam się w myślach. Czułam
jak odwodnione mięśnie buntują się w moim ciele. Wolf podążał
za mną. Słońce które powoli zaczęło wyłaniać się zza
horyzontu oślepiało mnie. Patrzyłam pod nogi. Im bliżej byliśmy
miasta, tym piachu było coraz mniej, aż w końcu weszliśmy na
twardą ziemię. Podniosłam wzrok.
Tuż przede mną
Wznosiła się srebrna ściana o wysokości co najmniej piętnastu
metrów. Z niej w górę wyrastała niebieskawa kopuła. Po jej
kształcie domyśliłam się, że otacza całe miasto. Przy srebrnej
ścianie stali dwaj strażnicy. Mieli na sobie biało-niebieskie
uniformy, paralizator (przy pasku) oraz pałkę (taką jaką mają
normalni policjanci, tyko że szarą). Jeden z nich drzemał.
- Co tutaj robisz dziecko? - zapytał
drugi, delikatnym, wręcz miłym głosem. Podskoczyłam przerażona.
- Ja podążam do tego miasta –
odparłam najspokojniej jak potrafiłam.
- W takim razie, proszę o pokazanie
dokumentów.
- Dokumentów? - zapytałam. No
jasne idiotko!, skarciłam się w myślach. - Ja nie mam dokumentów.
- Dawe, co tutaj się dzieje? -
śpiący strażnik podniósł się z ziemi. Miał niski i szorstki
głos. Na jego twarzy malowało się nie zadowolenie. - Jak nie masz
dokumentów mała to spadaj.
- Ale ja naprawdę muszę się
dostać do miasta! - starałam się być stanowcza, lecz moim
głosie dało się wyczuć histerię. Wolf schował się za mną.
- Wróć jak załatwisz dokumenty –
złapał mnie za ramię. Był niewiarygodnie silny.
- Nic nie rozumiecie! Ja muszę
wrócić do domu, a nie wiem jak! - wyrwałam mu się. - Mam już
dość tego świata. Najpierw wpadłam tu przez portal, potem
znalazłam się wśród jakiegoś lasu pełnego dzikich bakuganów!
- wrzeszczałam na całe gardło. Miałam dość walczenia o
wszystko i ze wszystkim. Choć jedna rzecz mogła raz mi przyjść z
łatwością. - Potem łaziłam przez kilka dni po pustyni, o mało
co nie umarłam z pragnienia, a teraz wy mi mówicie, że zrobiłam
to na darmo?! Nie obchodzą mnie żadne dokumenty! Chcecie ich? No
to proszę! Emilie Isablle Kuso, urodzona: 2024 rok, 28 kwietnia o
dziewiątej rano! Znak z zodiaku: Byk, grupa krwi: Arh+, wzrost:
metr siedemdziesiąt dwa! - ucichłam na chwilę by złapać oddech.
Gardło mnie bolało.
- Zaraz nazywasz się Kuso? -
zapytał pierwszy strażnik, o imieniu Dawe. - Tak ja Daniel Kuso?!
- Tak – wychrypiałam. Jutro nie
będę mogła mówić, pomyślałam. - To był mój dziadek.
- Trzeba było tak od razu –
mruknął drugi pod nosem. - Zaraz czemu powiedziałaś o nim w
czasie przeszłym?
- Bo on nie żyje od ponad roku.
- Dobra, skoro musisz wejść do
tego miasta to idź – pstryknął palcami i kawałek srebrnej
ściany zafalował po czym zniknął, a przede mną pojawiła się
wyrwa wielkości drzwi. Bo to były drzwi. Wejście do miasta. -
Jeśli nie masz dachu nad głową to idź do areny. Każdy powie ci
jak do niej dojść. Powodzenia!
- Dziękuję – udało mi się
wykrztusić. Ruszyłam przez wyrwę w ścianie.
- Nieźle na nich nawrzeszczałaś –
pochwalił mnie Fire, kiedy już byliśmy po drugiej stronie.
- Taki wrodzony dar –
odpowiedziałam. Przede mną rozciągało się miasto.
--------------------
Od Autorki! Przepraszam że tak długo musieliście czekać. Niestety mam w domu jeden komputer, okupywany przez wszystkich (cztery osoby). Mam nadzieję że rozdział wam się spodoba. Pozdrawiam!