niedziela, 16 marca 2014

Rozdział V

Rąbnęłam głową o ziemię. Piasek nasypał mi się do ust. Zaczęłam prychać i kichać, próbując pozbyć się drobinek. Usiadłam zdezorientowana na ziemi. Co się u licha stało? W jednym momencie siedziałam na grzbiecie Wolfa, a już pa chwili spadałam głową w dół.
    - Wolf? - zapytałam.
Na horyzoncie wciąż majaczyła wielka kopuła miasta. A więc to nie był miraż.
    - Tu jestem – usłyszałam głos bakugana. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jego źródła.
Coś dotknęło mojej nogi. Odruchowo machnęłam ręką jakbym chciała strącić z niej robaka. Jednak to co dotknęłam nie było owadem. Twarde. Spojrzałam w tamtym kierunku.
    - Och , Fire co ci się stało? - Wolf zamienił się w kulistą formę. Niewielki, unosił się w powietrzu.
    - Miasta poza kopułą, mają dodatkową linie ochrony. Pole magnetyczne ma za zadanie zmienić wszystkie bakugany w promieniu trzech kilometrów w kuliste formy. To ma chronić miasta przed dzikimi. Twój dziadek wymyślił ten system.
Kiwnęłam tylko potakująco głową. Powoli podniosłam się z piachu. Tylko trzy kilometry i będę wśród cywilizacji. Po tych kilku dniach (już dawno przestałam liczyć czas) należał mi się odpoczynek. Ruszyłam bez słowa w stronę miasta. Słońce niedługo miało wzejść, mimo to wszystko było dobrze widoczne. Wciąż panowała niska temperatura, lecz ja wolałam chodzić kiedy było zimno niż gorąco. Tylko trzy kilometry!, dopingowałam się w myślach. Czułam jak odwodnione mięśnie buntują się w moim ciele. Wolf podążał za mną. Słońce które powoli zaczęło wyłaniać się zza horyzontu oślepiało mnie. Patrzyłam pod nogi. Im bliżej byliśmy miasta, tym piachu było coraz mniej, aż w końcu weszliśmy na twardą ziemię. Podniosłam wzrok.
    Tuż przede mną Wznosiła się srebrna ściana o wysokości co najmniej piętnastu metrów. Z niej w górę wyrastała niebieskawa kopuła. Po jej kształcie domyśliłam się, że otacza całe miasto. Przy srebrnej ścianie stali dwaj strażnicy. Mieli na sobie biało-niebieskie uniformy, paralizator (przy pasku) oraz pałkę (taką jaką mają normalni policjanci, tyko że szarą). Jeden z nich drzemał.
   - Co tutaj robisz dziecko? - zapytał drugi, delikatnym, wręcz miłym głosem. Podskoczyłam przerażona.
   - Ja podążam do tego miasta – odparłam najspokojniej jak potrafiłam.
   - W takim razie, proszę o pokazanie dokumentów.
   - Dokumentów? - zapytałam. No jasne idiotko!, skarciłam się w myślach. - Ja nie mam dokumentów.
   - Dawe, co tutaj się dzieje? - śpiący strażnik podniósł się z ziemi. Miał niski i szorstki głos. Na jego twarzy malowało się nie zadowolenie. - Jak nie masz dokumentów mała to spadaj.
    - Ale ja naprawdę muszę się dostać do miasta! - starałam się być stanowcza, lecz moim głosie dało się wyczuć histerię. Wolf schował się za mną.
   - Wróć jak załatwisz dokumenty – złapał mnie za ramię. Był niewiarygodnie silny.
   - Nic nie rozumiecie! Ja muszę wrócić do domu, a nie wiem jak! - wyrwałam mu się. - Mam już dość tego świata. Najpierw wpadłam tu przez portal, potem znalazłam się wśród jakiegoś lasu pełnego dzikich bakuganów! - wrzeszczałam na całe gardło. Miałam dość walczenia o wszystko i ze wszystkim. Choć jedna rzecz mogła raz mi przyjść z łatwością. - Potem łaziłam przez kilka dni po pustyni, o mało co nie umarłam z pragnienia, a teraz wy mi mówicie, że zrobiłam to na darmo?! Nie obchodzą mnie żadne dokumenty! Chcecie ich? No to proszę! Emilie Isablle Kuso, urodzona: 2024 rok, 28 kwietnia o dziewiątej rano! Znak z zodiaku: Byk, grupa krwi: Arh+, wzrost: metr siedemdziesiąt dwa! - ucichłam na chwilę by złapać oddech. Gardło mnie bolało.
   - Zaraz nazywasz się Kuso? - zapytał pierwszy strażnik, o imieniu Dawe. - Tak ja Daniel Kuso?!
   - Tak – wychrypiałam. Jutro nie będę mogła mówić, pomyślałam. - To był mój dziadek.
  - Trzeba było tak od razu – mruknął drugi pod nosem. - Zaraz czemu powiedziałaś o nim w czasie przeszłym?
    - Bo on nie żyje od ponad roku.
    - Dobra, skoro musisz wejść do tego miasta to idź – pstryknął palcami i kawałek srebrnej ściany zafalował po czym zniknął, a przede mną pojawiła się wyrwa wielkości drzwi. Bo to były drzwi. Wejście do miasta. - Jeśli nie masz dachu nad głową to idź do areny. Każdy powie ci jak do niej dojść. Powodzenia!
    - Dziękuję – udało mi się wykrztusić. Ruszyłam przez wyrwę w ścianie.
    - Nieźle na nich nawrzeszczałaś – pochwalił mnie Fire, kiedy już byliśmy po drugiej stronie.
    - Taki wrodzony dar – odpowiedziałam. Przede mną rozciągało się miasto.
--------------------
Od Autorki! Przepraszam że tak długo musieliście czekać. Niestety mam w domu jeden komputer, okupywany przez wszystkich (cztery osoby). Mam nadzieję że rozdział wam się spodoba. Pozdrawiam!