sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział I

    Dzwonek zadzwonił w momencie gdy nauczycielka kończyła wypisywać na tablicy niewyobrażalnie długą prace domową. Do końca roku szkolnego został niecały tydzień. Większość nauczycieli robiła już lekcje wolne, ale pani Philips uważała, że spędzenie weekendu nad zadaniami z matmy to nasze największe marzenie.
   Wszyscy zaczęli pakować swoje rzeczy, więc i ja niedbale wrzuciłam książki i zeszyty do plecaka. Szkoła powoli przestawała mnie obchodzić. Z roku na rok moje ambicje malały. Buda wykańczała mnie psychicznie.
 - Kuso – usłyszałam chłodny głos pani Philips. Odwróciłam się twarzą do nauczycielki słysząc swoje nazwisko. 
 - Tak? - zapytałam. Do uczniów zawsze zwracała się po imieniu.
 - Gratulacje – powiedziała. - Zdałaś sprawdzian końcowy na ocenę dostateczną – wypowiedziała to zdanie z nieukrywaną obojętnością. Dostałam tróje! Wszystko we mnie buzowało się z radości. Każda komórka mego ciała zdawała się krzyczeć Zdałam! Zdałam!
 - Dziękuje – zdołałam wyjąkać, po czym na sztywnych nogach wyszłam z klasy.
   Zdanie matematyki było dla mnie bardzo ważne, a jeśli zdałam to znaczy że będę mieć dwóje na koniec roku, a to znaczy że otrzymam promocje do następnej klasy. Przez tydzień uczyła się to tego nieszczęsnego sprawdzianu. Nigdy nie byłam dobra z przedmiotów ścisłych. Za to świetnie mi szło z biologi, geografii, polskiego i niekiedy z historii. W liczbach się gubiłam, z datami było lepiej. Jeśli chodził o języki obce, z angielskim nie było lepiej niż matematyką. W gimnazjum z dodatkowych języków wybrałam francuski, ale tak naprawdę wolała bym chodzić na japoński lub szwedzki.
   Od kilku dni padał deszcz, co jakiś czas nawiedzały nas burze. Kiedy wyszłam ze szkoły zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Naciągnęłam na głowę kaptur mojej niebieskiej bluzy i wsiadłam na rower.
Szkoła leżała na obrzeżach miasta, na niedużym blokowisku. Do domu miałam niecały kwadrans jazdy rowerem o ile skracała sobie drogę przez Park. Ten plac nie miał konkretnej nazwy, wszyscy nazywali go po prostu Parkiem. Minęłam ostatnie punktowce i wjechałam Północną Bramą. Park był bardziej szeroki niż długi. Oddzielał blokowisko od domków jednorodzinnych. Można było się do niego dostać tylko przez cztery bramy, każda znajdowała się po innej stronie świata i nosiła nazwę tego kierunku. Nie miał on również swojego planu, przez co łatwo można było się w nim zgubić. Posiadał dwie główne i największe aleje, ale również pełno było w nim mniejszych ścieżek oraz dwa nieduże place zabaw. Tam gdzie nie stały ławki, rosły krzewy i drzewa. Skierowałam się Aleją Północną-Południową w stronę Południowej Bramy. Była to najkrótsza droga do części domków jednorodzinnych.
   Mieszkałyśmy z mamą w niedużym, dwu piętrowym domku. Ja na piętrze, ona na parterze. Mimo że w ostatnich latach nasza sytuacja finansowa nieco się ustabilizowała to nadal żyłyśmy dawnym przekonaniem, że lepiej jest zostawić cześć pieniędzy na czarną godzinę. Nigdy nie miałam nowego telefonu jak większość osób z mojej klasy, w ogóle niewiele posiadałam. Moim najcenniejszym skarbem był Drago i rower dziadka. Moja mama, Rika Kuso, posiadała już stałą prace jako opiekunka w domu spokojnej starości. Tak jak dawniej musiałam spędzać wiele czasu sama w domu, jednak bez dziadka było w nim zawsze jakoś tak za cicho.
   Jego śmierć uświadomiła mi jak wielki może być ból po stracie kogoś bliskiego. Pamiętałam ten dzień o wiele za dobrze, niż bym tego chciała.
*
   Budzę się w swoim łóżku i od razu dopada mnie to dziwne uczucie. Wiem, że wydarzyło się coś złego. Słyszę z dołu szloch mamy. To dziwne, o tej porze powinna być w pracy. Co się dzieje? Schodzę powoli schodami na dół, wcale nie chcę wiedzieć co się stało, ale wiem że muszę.
   Mama siedzi w salonie na kanapie. Telewizor jest włączony, ale ona nie zwraca na niego uwagi. Ma twarz ukrytą w dłoniach. Wszędzie walają się zużyte chusteczki higieniczne. Mama płacze.
 - Mamo? - pytam. - Mamo, co się stało? - nie jestem pewna czy chcę usłyszeć odpowiedź. Mama wybucha jeszcze większym płaczem.
Odgarniam zasmarkane chusteczki , siadam koło niej i ją przytulam. Cała drży. To drżenie przenosi się na mnie.
 - Och skarbie tak bardzo chciałam ci tego nie mówić – po pewnej chwili odzywa się. Widzę jak próbuje powstrzymać się od płaczu, jak bardzo stara się to ukryć. W przeszłości wiele razy słyszałam jak płacze, ale dopiero teraz to widzę. - Widzisz – zaczęła – dziś w nocy wydarzyło się coś okropnego – milknie. Chce mi dać do zrozumienia, że to co zaraz usłyszę jest przerażające. To co zaraz powie na zawsze odmieni moje życie. Czuje to, ale jest za późno na ucieczkę. Muszę stawić temu czoła.
 - Co się stało mamo? - pytam ściśniętym gardłem.
 - Dziś w nocy – szepcze najciszej jak się da. - Dziś w nocy odszedł..... dziadek – znowu wybucha płaczem.
   Siedzę i nic nie rozumiem. Moim ciałem wstrząsa szloch, lecz umysł nie pojmuje co się stało. Pracuje na najwyższych obrotach Nie rozumiem tego. Nie chcę rozumieć.
 - Nie, to nie możliwe – z mych oczu płyną łzy, mam gule w gardle, złamane serce.
   Coś rozdziera mnie od środka, zaczynam płakać razem z mamą. Wiem, że dziadek umarł, ale nadal tego nie pojmuję. Na myśl o tym, że już nigdy go nie zobaczę dostaję mdłości.
*
   Westchnęłam. To odległe wspomnienie budziło w mym sercu ból. Zastanawiałam się ile jeszcze będę zmuszona wycierpieć. Ból po stracie kogoś nie mija, ale może przynajmniej osłabnąć. Ale kiedy? Ile jeszcze czasu minie nim się z tym pogodzę? Nigdy, obiecałam sobie w myślach. Nigdy nie pogodzę się z twoją śmiercią dziadku.
   Zsiadłam z roweru mijając dobrze znaną mi część Parku. Widziałam z stąd Południową Bramę. Zatrzymałam się przy jednej z starszych ławek. Z starego drewna odpadały kawałki zielonej farby. Gdy byłam młodsza, siadywałam na niej często z dziadkiem. Zawsze, gdy była ładna pogoda, zabierał mnie do Parku. Potrafiliśmy siedzieć tam od rana do wieczora. Czasami spotykaliśmy Runo, starą znajomą dziadka. Nie znałam jej zbyt dobrze. Wydawała się miła, lecz nigdy z nią nie rozmawiałam. Ostatni raz ujrzałam ją na pogrzebie. Odegnałam od siebie te nieprzyjemne myśli.
   Dziadek ożenił się młodo. Moja babcia umarła nim mój ojciec ukończył osiemnaście lat. Nazywała się Ise Kuso. Była ładna. Widziałam ją na starym, wyblakłym zdjęciu. Miała piegi i jak podejrzewam, rude włosy. Kiedyś na album rozlała się kawa i znacznie pogorszyła jakość wszystkich zdjęć i pocztówek. Mamy mojej mamy również nie poznałam, a przynajmniej jej nie pamiętam. Umarła na raka gdy miałam trzy lata. A mój drugi dziadek zginął na wojnie, gdzieś za granicą. Rodzina Kuso malała z dekady na dekadę.
   Usiadłam na ławce, czułam jak intensywnie pachnie mokre drewno. W deszczu byłam szczęśliwa. Dźwięk spadającej wody mnie uspokajał. Powietrze było takie rześkie. Z ciągnęłam kaptur z głowy. Włosy szybko wchłaniały wilgoć. Deszcz spływał po mojej twarzy. Świat płakał. Miał gorzej niż ja. Cieszyło mnie to. Ciemne chmury mknące po niebie, wyrzucały z siebie żal. „ Bez ciemności nie mogłoby istnieć światło, a bez nocy nie było by dnia.” Cytat z jakiejś książki. Nie pamiętałam z jakiej. Równie dobrze można powiedzieć, że bez śmierci nie mogłoby istnieć życie ziemskie.
  - Och Drago – szepnęłam do kulki. - Co ja mam zrobić?
   Nie spodziewałam się żadnej odpowiedzi. Mimo to ją dostałam. W lewej kieszeni, tam gdzie trzymam Dragonoida, poczułam ciepło. Powoli i ostrożnie wyciągnęłam amulet. Świecił się czerwoną poświatą. Gdy tylko opuszki moich palców go dotknęły, zaczął parzyć. Przerażona odskoczyłam, a kulka wpadła do kałuży. Powoli podniosłam go. Nie parzył, ale był ciepły
 - O co cho.... - nie zdążyłam dokończyć pytania. Straciłam grunt pod nogami.
------------------------
Od Autorki! Tym razem postanowiłam was nie torturować i wstawić rozdział wcześniej, ale tylko tym razem. No co by tu powiedzieć..... Postaram się jak najszybciej skończyć pisać kolejne części historii. Od poniedziałku mam ferie, więc posiadam czasu aż nad to. 
Pozdrawiam Agey!


5 komentarzy:

  1. Pierwszy fragment rozdziału jeśli mam być szczera, to była taki trochę maślany. Opis jak to radzi sobie w szkole, czy też nie radzi sobie z matematyki i szczęśliwie zdała. Mnie akurat czytanie o takich codziennych problemach średnio ciekawi. Pod koniec zaczęło się zmieniać, kiedy postanowiła usiąść sobie w tym Parku i powspominać. O i wreszcie dowiedziałam kim w końcu Dan wziął ślub. No proszę, jednak to nie Runo! Pozostała jego przyjaciółka, która potem przyszła na jego pogrzeb. A więc jakaś Ise. Hmhm, doprawdy dziwnie mi się czyta o Wojownikach, którzy są albo starzy, albo już nie żyją. ^^" Ale fabuły jestem ciekawa strasznie.
    Trochę zaskoczyła mnie zmiana czasu narracji w środku rozdziału. Wiem, że to było wspomnienie, ale z tego co ja gdzieś czytałam, to należy trzymać się jednego czasu, bez względu na to czy się wplącze wspomnienia czy nie.
    Widzę, że Emily jest strasznie trudno bez dziadka. Nawet jak doczytałam to mieli problemy finansowe, po których wcale nie jest super szczęśliwie.
    I przerwałaś cwanie. Tak czytałam końcówkę i czytałam, wyczekując jakiegoś momentu, w którym Drago poza emanowaniem ciepła się odezwie. Ale nie, wolałaś wrzucić go do wody, a potem pozbawić Emily gruntu. :p
    Czekam na następny rozdział niecierpliwie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Agey, opublikuj szybciej ten cholerny rozdział i prześlij mi trójkę do przeczytania. Po za tym chyba się domyślasz, że nie będziesz miała więcej komentarzy? Przynajmniej dopóki historia na dobre się nie rozkręci...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam wielką prośbę: Czy dało by się następnym razem jakoś powiększyć ten malutki tekst który jest o tych wspomnieniach ? Bo to strasznie utrudnia czytanie.
    Co do rozdziału palę się z ciekawości co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę o komentowanie mojego bloga!