Dzwonek zadzwonił w momencie gdy
nauczycielka kończyła wypisywać na tablicy niewyobrażalnie długą
prace domową. Do końca roku szkolnego został niecały tydzień.
Większość nauczycieli robiła już lekcje wolne, ale pani Philips
uważała, że spędzenie weekendu nad zadaniami z matmy to nasze
największe marzenie.
Wszyscy zaczęli pakować swoje
rzeczy, więc i ja niedbale wrzuciłam książki i zeszyty do
plecaka. Szkoła powoli przestawała mnie obchodzić. Z roku na rok
moje ambicje malały. Buda wykańczała mnie psychicznie.
- Kuso – usłyszałam chłodny
głos pani Philips. Odwróciłam się twarzą do nauczycielki
słysząc swoje nazwisko.
- Tak? - zapytałam. Do uczniów
zawsze zwracała się po imieniu.
- Gratulacje – powiedziała. -
Zdałaś sprawdzian końcowy na ocenę dostateczną –
wypowiedziała to zdanie z nieukrywaną obojętnością. Dostałam
tróje! Wszystko we mnie buzowało się z radości. Każda komórka
mego ciała zdawała się krzyczeć Zdałam! Zdałam!
- Dziękuje – zdołałam wyjąkać,
po czym na sztywnych nogach wyszłam z klasy.
Zdanie matematyki było dla mnie
bardzo ważne, a jeśli zdałam to znaczy że będę mieć dwóje na
koniec roku, a to znaczy że otrzymam promocje do następnej klasy.
Przez tydzień uczyła się to tego nieszczęsnego sprawdzianu. Nigdy
nie byłam dobra z przedmiotów ścisłych. Za to świetnie mi szło
z biologi, geografii, polskiego i niekiedy z historii. W liczbach się
gubiłam, z datami było lepiej. Jeśli chodził o języki obce, z
angielskim nie było lepiej niż matematyką. W gimnazjum z
dodatkowych języków wybrałam francuski, ale tak naprawdę wolała
bym chodzić na japoński lub szwedzki.
Od kilku dni padał deszcz, co jakiś
czas nawiedzały nas burze. Kiedy wyszłam ze szkoły zaczęły
spadać pierwsze krople deszczu. Naciągnęłam na głowę kaptur
mojej niebieskiej bluzy i wsiadłam na rower.
Szkoła leżała na
obrzeżach miasta, na niedużym blokowisku. Do domu miałam niecały
kwadrans jazdy rowerem o ile skracała sobie drogę przez Park. Ten
plac nie miał konkretnej nazwy, wszyscy nazywali go po prostu
Parkiem. Minęłam ostatnie punktowce i wjechałam Północną Bramą.
Park był bardziej szeroki niż długi. Oddzielał blokowisko od
domków jednorodzinnych. Można było się do niego dostać tylko
przez cztery bramy, każda znajdowała się po innej stronie świata
i nosiła nazwę tego kierunku. Nie miał on również swojego planu,
przez co łatwo można było się w nim zgubić. Posiadał dwie
główne i największe aleje, ale również pełno było w nim
mniejszych ścieżek oraz dwa nieduże place zabaw. Tam gdzie nie
stały ławki, rosły krzewy i drzewa. Skierowałam się Aleją
Północną-Południową w stronę Południowej Bramy. Była to
najkrótsza droga do części domków jednorodzinnych.
Mieszkałyśmy z mamą w niedużym,
dwu piętrowym domku. Ja na piętrze, ona na parterze. Mimo że w
ostatnich latach nasza sytuacja finansowa nieco się ustabilizowała
to nadal żyłyśmy dawnym przekonaniem, że lepiej jest zostawić
cześć pieniędzy na czarną godzinę. Nigdy nie miałam nowego
telefonu jak większość osób z mojej klasy, w ogóle niewiele
posiadałam. Moim najcenniejszym skarbem był Drago i rower dziadka.
Moja mama, Rika Kuso, posiadała już stałą prace jako opiekunka w
domu spokojnej starości. Tak jak dawniej musiałam spędzać wiele
czasu sama w domu, jednak bez dziadka było w nim zawsze jakoś tak
za cicho.
Jego śmierć uświadomiła mi jak
wielki może być ból po stracie kogoś bliskiego. Pamiętałam ten
dzień o wiele za dobrze, niż bym tego chciała.
*
Budzę
się w swoim łóżku i od razu dopada mnie to dziwne uczucie. Wiem,
że wydarzyło się coś złego. Słyszę z dołu szloch mamy. To
dziwne, o tej porze powinna być w pracy. Co się dzieje? Schodzę
powoli schodami na dół, wcale nie chcę wiedzieć co się stało,
ale wiem że muszę.
Mama
siedzi w salonie na kanapie. Telewizor jest włączony, ale ona nie
zwraca na niego uwagi. Ma twarz ukrytą w dłoniach. Wszędzie walają
się zużyte chusteczki higieniczne. Mama płacze.
- Mamo?
- pytam. - Mamo, co się stało? - nie jestem pewna czy chcę
usłyszeć odpowiedź. Mama wybucha jeszcze większym płaczem.
Odgarniam
zasmarkane chusteczki , siadam koło niej i ją przytulam. Cała
drży. To drżenie przenosi się na mnie.
- Och
skarbie tak bardzo chciałam ci tego nie mówić – po pewnej
chwili odzywa się. Widzę jak próbuje powstrzymać się od płaczu,
jak bardzo stara się to ukryć. W
przeszłości wiele razy słyszałam jak płacze, ale dopiero teraz
to widzę. - Widzisz – zaczęła – dziś w nocy wydarzyło się
coś okropnego – milknie. Chce mi dać do zrozumienia, że to co
zaraz usłyszę jest przerażające. To co zaraz powie na zawsze
odmieni moje życie. Czuje to, ale jest za późno na ucieczkę.
Muszę stawić temu czoła.
- Co
się stało mamo? - pytam ściśniętym gardłem.
- Dziś
w nocy – szepcze najciszej jak się da. - Dziś w nocy
odszedł..... dziadek – znowu wybucha płaczem.
Siedzę
i nic nie rozumiem. Moim ciałem wstrząsa szloch, lecz umysł nie
pojmuje co się stało. Pracuje na najwyższych obrotach Nie rozumiem tego. Nie chcę rozumieć.
- Nie,
to nie możliwe – z mych oczu płyną łzy, mam gule w gardle,
złamane serce.
Coś
rozdziera mnie od środka, zaczynam płakać razem z mamą. Wiem, że
dziadek umarł, ale nadal tego nie pojmuję. Na myśl o tym, że już
nigdy go nie zobaczę dostaję mdłości.
*
Westchnęłam.
To odległe wspomnienie budziło w mym sercu ból. Zastanawiałam się
ile jeszcze będę zmuszona wycierpieć. Ból po stracie kogoś nie
mija, ale może przynajmniej osłabnąć. Ale kiedy? Ile jeszcze
czasu minie nim się z tym pogodzę? Nigdy, obiecałam sobie w
myślach. Nigdy nie pogodzę się z twoją śmiercią dziadku.
Zsiadłam
z roweru mijając dobrze znaną mi część Parku. Widziałam z stąd
Południową Bramę. Zatrzymałam się przy jednej z starszych ławek.
Z starego drewna odpadały kawałki zielonej farby. Gdy byłam
młodsza, siadywałam na niej często z dziadkiem. Zawsze, gdy była
ładna pogoda, zabierał mnie do Parku. Potrafiliśmy siedzieć tam
od rana do wieczora. Czasami spotykaliśmy Runo, starą znajomą
dziadka. Nie znałam jej zbyt dobrze. Wydawała się miła, lecz
nigdy z nią nie rozmawiałam. Ostatni raz ujrzałam ją na
pogrzebie. Odegnałam od siebie te nieprzyjemne myśli.
Dziadek
ożenił się młodo. Moja babcia umarła nim mój ojciec ukończył
osiemnaście lat. Nazywała się Ise Kuso. Była ładna. Widziałam
ją na starym, wyblakłym zdjęciu. Miała piegi i jak podejrzewam,
rude włosy. Kiedyś na album rozlała się kawa i znacznie
pogorszyła jakość wszystkich zdjęć i pocztówek. Mamy mojej mamy
również nie poznałam, a przynajmniej jej nie pamiętam. Umarła na
raka gdy miałam trzy lata. A mój drugi dziadek zginął na wojnie,
gdzieś za granicą. Rodzina Kuso malała z dekady na dekadę.
Usiadłam
na ławce, czułam jak intensywnie pachnie mokre drewno. W deszczu
byłam szczęśliwa. Dźwięk spadającej wody mnie uspokajał.
Powietrze było takie rześkie. Z ciągnęłam kaptur z głowy. Włosy
szybko wchłaniały wilgoć. Deszcz spływał po mojej twarzy. Świat
płakał. Miał gorzej niż ja. Cieszyło mnie to. Ciemne chmury
mknące po niebie, wyrzucały z siebie żal. „ Bez
ciemności nie mogłoby istnieć światło, a bez nocy nie było by
dnia.” Cytat z jakiejś książki. Nie pamiętałam z jakiej.
Równie dobrze można powiedzieć, że bez śmierci nie mogłoby
istnieć życie ziemskie.
- Och
Drago – szepnęłam do kulki. - Co ja mam zrobić?
Nie
spodziewałam się żadnej odpowiedzi. Mimo to ją dostałam. W lewej
kieszeni, tam gdzie trzymam Dragonoida, poczułam ciepło. Powoli i
ostrożnie wyciągnęłam amulet. Świecił się czerwoną poświatą.
Gdy tylko opuszki moich palców go dotknęły, zaczął parzyć.
Przerażona odskoczyłam, a kulka wpadła do kałuży. Powoli
podniosłam go. Nie parzył, ale był ciepły
- O
co cho.... - nie zdążyłam dokończyć pytania. Straciłam grunt
pod nogami.
------------------------
Od Autorki! Tym razem postanowiłam was nie torturować i wstawić rozdział wcześniej, ale tylko tym razem. No co by tu powiedzieć..... Postaram się jak najszybciej skończyć pisać kolejne części historii. Od poniedziałku mam ferie, więc posiadam czasu aż nad to.
Pozdrawiam Agey!
Pierwszy fragment rozdziału jeśli mam być szczera, to była taki trochę maślany. Opis jak to radzi sobie w szkole, czy też nie radzi sobie z matematyki i szczęśliwie zdała. Mnie akurat czytanie o takich codziennych problemach średnio ciekawi. Pod koniec zaczęło się zmieniać, kiedy postanowiła usiąść sobie w tym Parku i powspominać. O i wreszcie dowiedziałam kim w końcu Dan wziął ślub. No proszę, jednak to nie Runo! Pozostała jego przyjaciółka, która potem przyszła na jego pogrzeb. A więc jakaś Ise. Hmhm, doprawdy dziwnie mi się czyta o Wojownikach, którzy są albo starzy, albo już nie żyją. ^^" Ale fabuły jestem ciekawa strasznie.
OdpowiedzUsuńTrochę zaskoczyła mnie zmiana czasu narracji w środku rozdziału. Wiem, że to było wspomnienie, ale z tego co ja gdzieś czytałam, to należy trzymać się jednego czasu, bez względu na to czy się wplącze wspomnienia czy nie.
Widzę, że Emily jest strasznie trudno bez dziadka. Nawet jak doczytałam to mieli problemy finansowe, po których wcale nie jest super szczęśliwie.
I przerwałaś cwanie. Tak czytałam końcówkę i czytałam, wyczekując jakiegoś momentu, w którym Drago poza emanowaniem ciepła się odezwie. Ale nie, wolałaś wrzucić go do wody, a potem pozbawić Emily gruntu. :p
Czekam na następny rozdział niecierpliwie.
Jest szansa, że pojawi się drugi rozdział?
UsuńAgey, opublikuj szybciej ten cholerny rozdział i prześlij mi trójkę do przeczytania. Po za tym chyba się domyślasz, że nie będziesz miała więcej komentarzy? Przynajmniej dopóki historia na dobre się nie rozkręci...
OdpowiedzUsuńFajnie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńMam wielką prośbę: Czy dało by się następnym razem jakoś powiększyć ten malutki tekst który jest o tych wspomnieniach ? Bo to strasznie utrudnia czytanie.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału palę się z ciekawości co będzie dalej :)